Kliknij tutaj --> 🦦 ptaki drapieżne na podlasiu

Obserwuje ptaki od kilku lat. Jedyny człowiek w naszej grupie, który poetycko i wzniośle potrafi opisać nawet najkrótszy wypad w teren. Ryszard Dworak. Mechanik lotniczy. Lotnictwem pasjonuje się od zawsze. Obie formy latania, zarówno ptaki jak i samoloty darzy wielką pasją. Jedyny z nas, który ptaki ogląda nie tylko z poziomu ziemi. Najniższa cena z 30 dni: 19,99 zł. SCARYBIRD - latawiec na ptaki 6m. Odstraszanie ptaków. Odstraszacz na ptaki - system SCARYBIRD to sylwetka ptaka drapieżnego o dużych wymiarach 155cm x 56cm zawieszona na maszcie o wysokości 6 metrów. Odstraszacz jest w stanie odstraszyć ptaki na powierzchni dochodzącej do 15.000m2! ekologia.pl Środowisko Przyroda Kraska – opis, występowanie i zdjęcia. Ptak kraska ciekawostki. Kraska należą do ptaków ciepłolubnych. Blisko spokrewniony z nim dudek ma się coraz lepiej, żołna także, a kraska jakoś nie może Polsce zagościć. Obecnie pozostało kilkanaście par tych ptaków i być może ich by już nie było Niektóre nocne ptaki drapieżne faktycznie polują i zjadają inne ptaki. Ale mimo to inni członkowie tego zestawu nadal jedzą tylko martwe zwierzęta, zwane padliną. Cechują się również doskonałymi umiejętnościami opartymi na rozwiniętych zmysłach, takich jak perspektywa obuoczna i najbardziej wyczuwalny słuch, aby odkryć Również na tym rezerwacie znajdują się dość liczne kaczki, gęsi, łabędzie, brodźce, kormorany, małe i wielkie białe czaple, a także ptaki drapieżne, takie jak myszołów, pustułki i sowy, dopiero od xviiixix wieku, wraz z rozpowszechnieniem broni palnej i związaną z tym zwiększoną skutecznością polowań, zaczęto tępić Site De Rencontre 100 Gratuit Pour Senior. Już w 2017 roku w lasach nieopodal Drohiczyna mieszkańcy natrafiali na padłe zwierzęta. To, co samo w sobie nie jest niczym niezwykłym, poważnie zainteresowało miejscowych rolników, leśników, miłośników zwierząt czy też zwykłych mieszkańców – wszystkich, którym los zwierząt nie jest obojętny. Powód tego zainteresowania był prosty. Jeśli obok siebie leżą padły wilk, kruki, pszczoły, orły i inne owady to wniosek nasuwa się sam – ktoś z premedytacją truje zwierzęta na masową skalę na Podlasiu. Na oślep truje zwierzęta, a może nawet ludzi Informację, które spływają od wielu mieszkańców na portalach społecznościowych wskazują na działania osób lub osoby, która truje zwierzęta co najmniej od 2017 roku. Trudno wskazać dokładną liczbę liczbę padłych zwierząt. Z pewnością wiele z nich padło w swoich legowiskach, gniazdach czy norach, ale mowa jest o setkach osobników. Wiadomo również jak zwyrodnialec truje zwierzęta i podaje truciznę w pokarmie – w postaci pokrojonej w kostkę słoniny lub boczku. Kostki słoniny znalazła na polu jedna z mieszkanek Drohiczyna, której dwa rasowe psy zatruły się śmiertelnie po jej spożyciu, a boczek został znaleziony w przewodzie pokarmowym bociana białego. – Informuje na swoim profilu Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków Czytaj także: Kradli Ciągniki! Przedsiębiorcza rodzina z Grójca wreszcie zatrzymana! Truje zwierzęta za pomocą zakazanych substancji Kiedyś stosowany środek ochrony roślin, wysoce szkodliwy karbofuran, prawdopodobnie jest używany przez przestępcę. Jego użytek na ujednoliconym europejskim rynku zakończyła decyzja Komisji Europejskiej z 13 czerwca 2007 roku, kiedy to został zakazany. Niedługo potem w ślad Unii Europejskiej poszły kolejne kraje z wysoko rozwiniętym rolnictwem, gdyż spływały kolejne doniesienia o jego wysokiej szkodliwości dla ekosystemu. Znanyjest na krajowym rynku pod nazwą handlową jako Furadan lub Curaterr firmy Bayer. Wszystkie 21 próbek, które przekazaliśmy do analiz do Państwowego Instytutu Weterynaryjny w Puławach, zawierały środek ochrony roślin, który ze względu na swoją toksyczność, został wycofany z użycia, ale ciągle bez większego problemu można go kupić za naszą wschodnią granicą. – Z inicjatywą komunikuje Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków . Persona, która truje zwierzęta wiedziała, że karbofuran jest składnikiem wspomnianych preparatów owadobójczych, bo to własnie jego ślady znaleziono, we wspomnianych wcześniej, psach i bocianie białym. Chce skrzywdzić jedno, nieświadomie masowo truje zwierzęta wielu gatunków? Wszystkie te informacje potwierdzają, że akcja eksterminacji zwierząt trwa nieprzerwanie i dotyka osobników różnych gatunków. Działanie wspomnianego preparatu chemicznego nie kończy się na zwierzęciu zjadającym rozrzuconą w polu trutkę. Padlinożercy pożywający się na otrutych ciałach zwierząt, padają zaraz po ich spożyciu. Sprawca truje zwierzęta takie jak: wilki, bociany, myszołowy, lisy, psy i koty, inne ptak drapieżne oraz drobne ssaki. Działanie trutki jest tak ostre, że w pobliżu truchła można znaleźć martwe owady żywiące się padliną. Wszystko, co wejdzie w kontakt z zakażoną tkanką – ginie. Trzeba przyznać, że lepiej by było, gdyby za tym wszystkim stało nieumyślne działanie człowieka, a nie tak dobrze zaplanowana i przemyślana zagłada setek istnień, dokonana z pełną świadomością i premedytacją. – komentuje przedstawiciel PTOP Apelujemy do mieszkańców gmin Korczew i Drohiczyn, aby uważali na swoje zwierzęta! - Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków Mówią o nich „krawcy” albo „kieszeniarze”. Złodzieje kieszonkowi, to elita prze­stępcza Wołomina i okolic. Kursują najczęściej w pocią­gach na szlaku Warszawa Wi­leńska – Małkinia. Docent Kazimierz Godorowski, biegły psycholog sądowy, który współpracu­je z Rejonowym Urzędem Spraw Wewnętrznych w Wołominie po­nad 30 lat dodaje, że w pow­szechnej opinii ludzi, którzy za­wodowo stykają się z przestęp­czością, kryminalista czy lump z tych stron to psychopata lub alkoholik, a często jedno i dru­gie. Także w ocenie komisji wojskowych najwięcej kłopotu sprawiają poborowi z podwar­szawskich okolic. Por. Gabriela Czarnecka, któ­ra jest inspektorem do spraw nieletnich, powie mi, że z tych samych powodów pogotowia o­piekuńcze i domy dziecka nie­chętnie przyjmują jej podopiecz­nych. Już same na za wy: Woło­min, Marki, Ząbki, Zielonka wywołu ją złe skojarzenia. Rozmawiam z matką 13-letniej córki, która ratunek dla niej widzi w życzliwej pomocy pani inspektor. Ale dziewczyna już kilkakrotnie uciekała z pogoto­wia opiekuńczego, a niedawno pobiła wychowawczynię. Wagaruje, kradnie, włóczy się po me­linach. Ostatnio zaczęła wciągać w swoje sprawki młodszego bra­ta. Matka żyje z kolejnym konkubinem i na pewno nie jest to dom niczyich marzeń. Bieda, by­le iakość, brak perspektyw. Dlaczego i od kiedy datu je się zła sława Woło­mina i okolic? Conajmniej od początku tego stulecia osied­lano tutaj podejrzany i niewy­godny „element” z Warszawy. A dziś czterdziestotysięczne miasto jest przede wszystkim jedną: z „sypialni” stolicy, bo większość jego mieszkańców dojeżdża do pracy. Od lat napływali liczni złodzieje, różne niebieskie pta­ki. – Ludzi można tu z grubsza podzielić na trzy kategorie – mówi kpt Jerzy Kamiński, na­czelnik Wydziału Kryminalnego RUSW: – pniaki, a więc zasie­działych od kilku pokoleń, krza­ki, – to ci nieco już zakorze­nieni i ptaki – nowi przybysze. Tych ostatnich jest najwięcej. Zanika więc poczucie lokalnego patriotyzmu, nie ma szans na budowanie autentycznych sąsie­dzkich więzi. Anonimowość, roz­topienie się w społeczności, wre­szcie brak autorytetów sprzyja­ją złu. Nikt nie powie młodemu czy podstarzałemu chuliga­nowi – Jasiu, co ty robisz! Ja­sio i tak by nie posłuchał. Chce zaimponować w nowym miejscu kolesiom podobnym do niego: bezczelnością, siłą mięśni, cwa­niactwem. Przestępczość w całym kraju przybiera coraz groźniejsze roz­miary. Rośnie także w środowi­skach tradycyjnie z niej zna­nych. Chorąży Ryszard Sumiń­ski, kierownik referatu dzielnicowych w Wołominie; twierdzi, że w ciągu blisko 40 lat swojej pracy zawodowej w tym rejo­nie nie pamięta tak dużego na­silenia przestępczości. Szef RUSW mjr Stanisław Piwowarczyk przytacza dane: w 1988 r. wszczęto 1466 postępo­wań dochodzeniowych, a w ub. roku już 2062. I jeszcze dla po­równania: w styczniu i lutym – 266, a w tym samym okresie br. – 596. Są to głównie kradzieże z włamaniem do skle­pów (zdarzają się nawet do warzywnych czy rybnych), do kio­sków „Ruchu”, samochodów, na­pady rabunkowe, na mieszkania na przechodniów, zwłaszcza pod­pitych. Sporo jest wypadków drogowych spowodowanych w stanie nietrzeźwym, gwałtów stosunkowo mało, bo to jeszcze nie sezon. Co gorsza – towarzyszy tym przestępstwom z jednej strony bardziej brutalne i agresywne zachowanie- sprawców, a z dru­giej ich swoista nonszalancja, po­czucie bezkarności. Włamania zdarzają się już nie tylko w no­cy, a napastnik, który wyrywa kobiecie torebkę, unieszkodliwia ją potężnym ciosem i… oddala się niespiesznie. Lump, który uderzył w twarz sprzedawczynię, bo coś mu się nie spodobało, do­prowadzony na komendę – za­chowuje się arogancko. Sprawcą przestępstwa może być i 14-, i 20- i 40-iatek, nie­koniecznie ze światka zdecydo­wanie kryminalnego. Można po­wiedzieć, że „uaktywniają się” różne środowiska i różne grupy wieku, choć – rzecz jasna – prym wiodą „zawodowcy” i zde­klarowane lumpy. Niedawna amnestia, to tylko jedna i chyba nie najgłówniejsza przyczyna wzrostu przestępczości w ostat­nich miesiącach. Ani też fakt, że stopniowo przybywa bezrobotnych. W Markach np. jest co najmniej kilkanaście rodzin, w których nikt nie pracuje, ale niemal w co drugim, trzecim domu jest pijacko-złodziejska melina. W takich zresztą miej­scach rozgrywają się ponure tra­gedie – morderstwa w wyniku bójek, ciemnych porachunków. Ich sprawcami i ofiarami są najczęściej tzw. dynksiarze, czy­li pijący denaturat, nazywany też likierem na kościach albo esesmańskim. Ten margines de­generatów istniał zawsze i aku­rat trudno mówić, żeby się po­większał. Największym problemem są przestępstwa pospolite, których wykrywalność spadła w rejonie Wołomina do 25 proc. (jeszcze w ub. roku wynosiła prawie 80 proc.). Nie może być jednak ina­czej, skoro w ciągu ostatnich kilku miesięcy z RUSW ode­szło 20 doświadczonych funkcjo­nariuszy. Chorąży Krzysztof Kalisz i st. sierż. Zenon Panasik są dzielni­cowymi na obszarze, który po­winien być obsługiwany jeszcze przez dwóch. Specyfika takiej pracy, to przede wszystkim pre­wencja, a więc stałe kontrolo­wanie dzielnic, znajomość ludzi tam mieszkających, ich proble­mów. Tymczasem… siedzą za biurkiem, bo każdy z nich pro­wadzi na bieżąco 20-30 spraw dochodzeniowych (w normalnych czasach i warunkach miał ich 5-6), co wymaga żmudnego gro­madzenia dokumentów, spisywa­nia protokołów, zeznań itd. W całym rejonie powinno być 16 dzielnicowych, a jest zaled­wie 8. Zdarza się, że na nocne patrole funkcjonariusze wyrusza­ją już nawet społecznie, poza regulaminowymi godzinami pra­cy. Nawet ci z wysokimi szar­żami. Świat przestępczy wie, że milicjantów jest za mało, że trwa reorganizacja re­sortu i związany z tym zamęt. Wreszcie, że od paru miesięcy funkcjonariusze znajdują się pod ostrzałem środków masowego przekazu, często dla nich nie­przychylnych. To rozzuchwala. Wiedzą również, że od niedaw­na zatrzymanemu przysługuje prawo odwołania się w ciągu kilku godzin do sądu, który na podstawie materiału dowodowego musi potwierdzić zasadność zatrzymania. Dzieje się to w ra­mach tzw. sądowej kontroli za­trzymań. Gdy jeszcze dodać do tego nie­liczne i nie zawsze sprawne ra­diowozy, fatalną łączność telefo­niczną (np. do komendy w Ko­byłce czy posterunku w Mar­kach można się dodzwonić z RUSW tylko za pośrednictwem poczty) rysuje się skala trudno­ści w wykonywaniu zwykłych, rutynowych działań milicji. I tak bezradność rodzi bezkar­ność. Wyjeżdżam z Wołomina przed zmierzchem. Pod Megasamem niedaleko dworca kwitnie pół­legalny handel. Część sprzeda­wanych tu rzeczy pochodzi prawdopodobnie z kradzieży. Pod­pite typki z fioletowymi nosa­mi ubijają różne interesy. Gę­sto padają dosadne epitety. Dzielnicowi ślęczą jeszcze nad swoimi dochodzeniówkami. Magdalena Boratyńska “Zielony Sztandar” 25 marca 1990 1,355 odsłon, 1 odsłon dzisiaj Rok powoli zmierza ku końcowi. Jeszcze miesiąc i przyjdzie czas podsumowań, także ptasich wypraw. Gdzie udało się w tym roku wyjechać i jakie gatunki wleciały do listy rocznej i życiówki? I najważniejsze - gdzie pojechać w przyszłym roku? Mam już swoje typy i ulubione miejsca. Dla tych, którzy być może chcieliby zacząć swoją przygodę z obserwacją ptaków albo szukają inspiracji i nowych, sprawdzonych miejsc przygotowałam mini ściągę. Oto najlepsze miejsca na ptasie wyprawy na cały rok! Styczeń Zaczynamy blisko, bo tuż za progiem domu - na najbliższym miejskim odcinku rzeki. W zimie na ciepłych, niezamarzających wodach gromadzą się ptaki, w tym takie gatunki, których dystans ucieczki przez pozostałą część roku jest duży i nie jest łatwo je obserwować. W Krakowie regularnie odwiedzam odcinek Wisły pod Wawelem oraz w Tyńcu. Co roku pojawiają się rarytasy - bewiki, nury, a nawet sterniczka. Luty Środek zimy, śnieg i mróz. Gdzie szukać ptaków w białej pustce? To dobry czas na wyprawę nad morze - do dużych portów jak Gdynia i Gdańsk. Na nabrzeżu zbierają się szlachary, duże mewy i kaczki morskie. Koniec lutego to także czas sowich godów. Od lutego aż do kwietnia noce wypełnia pohukiwanie puszczyków i uszatek. Drugi gatunek ptaków, który uaktywnia się w lutym to dzięcioły. W lesie rozlega się ich głośnie werblowanie. To pierwsza oznaka nadchodzącej wiosny. Gdzie pojechać? Wybieram Ojcowski Park Narodowy i Puszczę Niepołomicką. Marzec To czas pierwszych powrotów. Wiosna przychodzi na skrzydłach gęsi i żurawi. Ptaki gromadzą się na polach i w pobliżu zbiorników wodnych. Najlepsze miejsce - Park Narodowy Ujście Warty. Nigdzie w Polsce nie zobaczycie tylu gęsi na raz. Gdy odlatują na żerowisko huk skrzydeł przypomina start samolotu. Warto zajrzeć także do Doliny Baryczy i nad Zbiornik Jeziorsko. Kwiecień Powraca coraz więcej skrzydlatych mieszkańców lasów. Żeby posłuchać świergotków i muchołówek wybieram lasy, ale te z prawdziwego zdarzenia - Puszczę Białowieską, Piską i Knyszyńską. W kwietniu łatwo zaobserwować puszczańskie dzięcioły i sowy. Maj Większość ptasich mieszkańców Polski wróciła już do domu. To złoty czas dla ptasiarzy. Żeby go nie zmarnować wybierzcie pewniaki - Biebrzański Park Narodowy, bagna Polesia, Dolinę Narwi. Jednym z najpiękniejszych majowych misteriów przyrody są walki kolorowych batalionów w Dolinie Biebrzy, toki kszyków i dubeltów i wieczorne wrzaski wodnika. Czerwiec Nadal trwa ruch w ptasim interesie. To dobry czas na obserwację wodniczki, maleńkiego ptaszka zamieszkującego turzycowiska. Ponad 90 % jego światowej populacji zamieszkuje Polskę. Gdzie go spotkać? Choćby w Delcie Świny, na Karsiborskiej Kępie. Tu przychodzą na świat koniki polskie - naturalne kosiarki rezerwatu. Dla birdwatcherów wzniesiono całą infrastrukturę - wieże widokowe i schrony. Do ptaków wodno - błotnych można podejść naprawdę blisko. To także dobry czas na wyprawę nad stawy, na spotkanie z rybitwami, chruścielami i kaczkami. Polecam Dolinę Dolnej Skawy i stawy w Wiślicy. Lipiec Zaczyna się ptasia flauta. Ptaki są coraz cichsze, a upały nie zachęcają do dużej aktywności. Wtedy najczęściej wybieram się w góry - Beskid Niski na orliki krzykliwe, Bieszczady na siwerniaki, Beskid Żywiecki lub Gorce na krzyżodzioby i drozdy obrożne, a nawet zatłoczone Tatry - płochacze halne na Kasprowym Wierchu to pewniaki. Sierpień W drugiej połowie sierpnia nad morzem zaczyna się coś dziać. Na plaży pojawiają się pierwsi zwiastuni jesieni, najpierw osobniki, które nie przystąpiły w tym roku do lęgów. Wybierzcie się na Mewią Łachę, tam w standardzie biegusy, kuliki, brodźce, siewki i morskie kaczki. W ujściu Redy polecam rezerwat Beka, a w okolicy Gdańska Ptasi Raj. W szczycie przelotów wystarczy wyjść na plażę wczesnym rankiem, żeby zebrać komplet skrzydlatych wędrowców. Wrzesień Przeloty w pełni. Morze nadal jest dobrym celem wyprawy. Trwa Akcja Bałtycka na Mierzei Wiślanej. To najstarszy obóz obrączkarski w Polsce (poszukujący wolontariuszy, nie tylko ornitologów). Lecą także ptaki drapieżne - błotniaki, drzemliki i trzmielojady, wykorzystujące ciepłe prądy powietrza. Można je obserwowac na Podlasiu, Roztoczu, na Lubelszczyźnie. Październik Warto eksplorować stawy spuszczone po jesiennych odłowach. W pożywnym błotku pasą się przed zimą przelotne ptaki wodno - błotne. W Dolinie Baryczy, Stawach Przemkowskich i podoświęcimskich stawach w Brzeszczach znajdziecie rycyki, kuliki, kszyki, bataliony i całą resztę ptaków brodzących. Pojawiają się także gęsi i żurawie. W pierwszy weekend października wypadają Europejskie Dni Ptaków. Lokalne organizacje przyrodnicze organizują wtedy spacery dla chętnych. Zajrzyjcie choćby na stronę Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Listopad Kończą się jesienne manewry nad zbiornikami wodnymi. Na zaoranych polach i opuszczonych ścierniskach pojawiają się stadka wygłodniałych gości z Północy - jemiołuszek, śniegół i górniczków. Im dalej na północ, tym łatwiej o spotkanie z nimi. W trzcinowiskach buszują wąsatki, nad stawami pojawiają się bielaczki i gągoły. Grudzień Minął kolejny rok i znów zima puka nam do drzwi. Przy karmnikach coraz więcej gości. Zaglądajcie do miejkich karmników i na akcje obrączkowania ptaków. W Krakowie przez całą zimę obrączkarze pracują w okolicach Kopca Kościuszki. I tak mija rok ptasiarza. W Polsce na szczęście możemy się pochwalić ostojami ptaków o znaczeniu międzynarodowym, ale warto eksplorować także swoją najbliższą okolicę. Chyba najwięcej ciekawych gatunków spotkałam w miejscu, którego żaden przewodnik dla ptasiarza nigdy nie opisze. Podlasie, zawsze dzikie, zawsze magiczne. Praktyczny przewodnik dla rodziców małych podróżników. Podlasie to coroczny cel naszego urlopu. Jeździmy tam już od kilku lat, zazwyczaj wiosną, nigdy nie mamy dość. Czasem jeździmy w miejsca zupełnie nowe, a czasem powtarzamy atrakcje sprzed roku. Zależy jak ułoży się nam plan. Odwiedzaliśmy wschód przed ciążą, w ciąży, z małym synkiem, z większym synkiem i drugim maluchem w brzuchu, tym samym naprawdę wiemy co i gdzie zobaczyć. Opisaliśmy to gdzie: byliśmy, spaliśmy, jedliśmy i swoje przeżyliśmy. Podlaskie polecamy zdecydowanie wiosną, gdy zlatują się ptaki (marzec/kwiecień, choć wtedy pogoda może być niepewna - my wymarzliśmy się w kwietniu). Albo w sierpniu, kiedy ptaki powoli odlatują, ale jeszcze jest ciepło, soczyście zielono i nadal pięknie. Zawsze udaje nam się zobaczyć różne gatunki ptaków, w zależności od szczęścia może i wam się uda: czajki, dzikie gęsi, łabędzie krzykliwe, drapieżne, kruki, bociany, czaple i czaple białe, żurawie, a nawet orły bieliki! Wypatrujcie i wyszukujcie na mapie wieży widokowych, gdzie tylko się da. Podlasie wieżami stoi , a niemal z każdej cudowny widok! Najważniejsza podlaska rada to: MIEJCIE OCZY ZAWSZE OTWARTE i nigdy nie śpijcie w samochodzie! W najmniej oczekiwanym momencie możecie zobaczyć łosia wygrzewającego się kilka metrów od drogi czy orła bielika szukającego pożywienia. Może wyskoczyć wilk z lasu albo mały lisek szukający mamy. My to wszystko przeżyliśmy! Z czystym sumieniem polecam wam podlaskie safari, czyli powolną jazdę z otwartymi szybami i chłonięcie każdego metra przyrody! A dzieci wszędzie znajdą sobie coś do zabawy, poczynając od zbierania kamyków na polnych drogach, a kończąc na czyszczeniu płotu białostockiego ZOO kawałkiem ułamanej gałęzi ;). Nasz przewodnik podzieliliśmy na miasta i ich okolice. Tak najłatwiej jest zaplanować pobyt, by nie męczyć dziecka zbyt długimi podróżami. Maksimum dojazdu z miasta do atrakcji to zazwyczaj około godziny. Idealny czas żeby nasz maluch zdążył się zdrzemnąć lub jeszcze nie znudzić i nie sfrustrować długą jazdą. Coś o tym wiemy :).A może warto odwiedzić Suwałki? Sprawdź koniecznie: Z Warszawy w stronę TykocinaJuż w drodze na Podlasie możecie zrobić pierwszy postój. Z krótkimi przerwami i z dziećmi zawsze łatwiej! Czartoria to mała wioska położona na nadnarwiańskiej skarpie. Miejsce, które zatrzymało się w czasie. Stare domy, rozległe łąki, drewniane łodzie przycumowane do brzegu, a kawałek dalej, spacerem, mnóstwo piasku do zabawy! Ponoć można tu spotkać pływające krowy. Stada są tu wypasane tradycyjnie, a trawa zawsze jest równo zjedzona . Zejdźcie do samej rzeki, najlepiej mieć nosidełko lub chodzące dzieci. My z wózkiem musieliśmy się trochę nagimnastykować. Kilkanaście kilometrów dalej znajduje się skansen w Nowogrodzie. Kilkadziesiąt drewnianych zabudowań stoi na wysokiej skarpie (koniecznie bez wózka!). Nie spotkaliśmy tam żywego ducha, udało nam się zwiedzić teren za darmo, ale niestety wszystkie ekspozycje były zamknięte. Sprawdźcie więc godziny otwarcia! Zobaczycie tu kuźnię, stare domy mieszkalne, ule, dwór szlachecki, kapliczki, studnie i wspaniały widok na Narew. Gratka dla całej rodziny Co: Skansen Kurpiowski Gdzie: Nowogród Bilety: 7 zł normalny, 5 zł ulgowy Gdzie jeść: Restauracja: Wiszące Ogrody nad Narwią ( po rewolucji Magdy Gessler) z widokiem na rzekę Menu: kuchnia podlaska, spróbujcie chłodnika szczawiowego! Dla dzieci: krzesełka do karmienia, zabawki Gdzie spać: Nocleg: Agroturystyka Rajski Staw, Zajki. Kuchnia ogólnodostępna, dzielona z właścicielami, którzy mieszkają na parterze. Pokoje do wynajęcia znajdują się na piętrze. Świetne miejsce na wypady na obserwacje ptaków. Niedaleko znajduje się czatownia i miejsca obserwacyjne. Właściciel służy pomocą . Może nawet uda się wam spotkać orła bielika, który czasem siada na drzewie w ogrodzie właścicieli. Ceny: 100 zł/pokój Plac zabaw: właściciele mają synka, więc i w domu i na dworze sporo jest zabawek Jeszcze przed Tykocinem zatrzymajcie się za Wizną, w Górze Strękowej. Znajduje się tu najwyższe wzniesienie w okolicy - wzgórze polodowcowe z ładnym widokiem na rzekę, a wiosną na rozlewiska. Co ciekawe, na szczycie czeka na was tablica informacyjna o Bitwie nad Wizną ‘39, nazywaną „polskimi Termopilami” i ruiny schronu dowódcy. Gratka dla całej rodziny: Co: polskie Termopile Gdzie: Góra Strękowa Bilety: za darmo Tykocin i okolice Naszym ukochanym miejscem, którego chyba w ogóle nie powinniśmy zdradzać, jest Bagno Wizna. Cudny, rozległy teren między Łomżą a Tykocinem, niedaleko Grądów - Woniecko. Na pewno zobaczycie tu ptaki, bobry i wędkarzy, spędzających nad wodą całe dnie i noce. Można tu rozbić namiot, jest specjalne wyznaczone miejsce na toaletę, stoliki i ławy. Dodatkowo ścieżka edukacyjna o Bagnie Wizna i nadnarwiańskich wydmach, które nie ukrywam, myśleliśmy, że będą dużo większe. Dla dzieciaków taka góra piasku, na którym odciśnięte są nóżki różnych ptaków, to niesamowita frajda :). Sam Tykocin jest tak czarującym miasteczkiem, że ciężko to opisać, trzeba je odwiedzić. Z pięknym kościołem, synagogą, małymi domkami skupionymi wokół placu, który był świadkiem wydarzeń z II Wojny Światowej. Z odbudowanym zamkiem, rozległymi łąkami i możliwością popłynięcia w rejs tramwajem wodnym po Narwi. Gratka dla całej rodzinyCo: rejs tramwajem wodnym po Narwi Gdzie: Tykocin Bilety: 8-12 zł/osobę, 40 min. rejs Gdzie jeść: Restauracja: Alumnat Menu: podlaskie, przepięknie podane, pyszna zupa ziemniaczana, pasztet z dzika i niebiańskie desery, to punkt obowiązkowy na kulinarnej mapie Podlasia. Zawsze wpadamy tam na choć jeden obiad . Dla dzieci: krzesełka do karmienia, a latem wystawione klatki z króliczkami, które można karmić. Nasz syn był zachwycony. Gdzie jeść: Restauracja: Tejsza w Synagodze Menu: żydowska, przepyszny i nie do odtworzenia cymes świąteczny Dla dzieci: - Europejska Wioska Bociana w Pentowie, to miejsce, którego nie może ominąć żadne dziecko i dorosły. Po wichurze sprzed kilkunastu lat, która połamała drzewa, bociany postanowiły budować gniazda właśnie w Pentowie. I jest ich tu ponad 40! Zadzierajcie wysoko głowy, może akurat zobaczycie jak bocian buduje gniazdo. Do tego w stodole można podziwiać Galerię Bocianią. Gratka dla całej rodziny Co: Jarmark Staroci i Zagroda Żubra Gdzie: Kiermusy, pierwsza niedziela miesiąca. Kupicie tu i mydło i powidło. I drewniane skrzynie i sery korycińskie. I koronkowe firany i starocie. Jeśli chcecie zwiedzać z dziećmi, przygotujcie się na tłumy i brak miejsca na przejazd wózkiem. Im później przyjedziecie, tym gorzej będzie z parkowaniem. Bilety: za darmo Gdzie jeść: Restauracja: Karczma Rzym Menu: kuchnia podlaska, pyszny smalec i pyszny podpiwek! Dla dzieci: byliśmy tam jeszcze bez dzieci, nie wiemy :) Gdzie spać: Nocleg: Dworek Pentowo – 100 – letni drewniany dom z duszą Ceny: 40/50 zł/osobę Plac zabaw: placu jako takiego nie ma, ale jest ogromny teren do zabawy z drewnianą kładką nad rozlewiskami i wieżą widokową. Przy stodole i muzeum stoją stare maszyny rolnicze, a nad wami znajduje się ponad 40 gniazd bocianów! Dzieci nie będą się tu nudzić! Carski Trakt, to droga, którą zna każdy fan Podlasia. Kolejna atrakcja, której nie sposób ominąć. Przecina Biebrzański Park Narodowy, można po niej jeździć tylko z prędkością 50km/h, więc podlaskie safari jest tu jak najbardziej wskazane. Po drodze pełno uroczych znaków drogowych przestrzegających nas przed łosiami. Otwórzcie okna, przejeżdżając przez bagna poczujecie zupełnie inne powietrze. Weźcie coś na komary! I jeśli pogoda pozwoli, tylko długi rękaw i długie spodnie. Na nas rzuciły się gzy i pogryzły do krwi, kiedy w ciszy czailiśmy się na łosia, który za krzakami żuł sobie trawę i od tychże gzów się oganiał. Po drodze zatrzymajcie się przy wszystkich kładkach i wieżach widokowych. Przy Długiej Luce (kilometrowa drewniana kładka przez rozległe, podmokłe łąki). Przy Grobli Honczarowskiej (wiosną z wózkiem nie macie szans, mnóstwo błota i kamieni, chyba, że będzie wyjątkowo sucho). Przy Gugnach i leśniczówce Barwik. Łosia najłatwiej spotkać o wschodzie słońca lub w nocy, czając się na wieży. Ale w nocy droga bywa niebezpieczna, jest nieoświetlona, prowadząca przez dziki teren. Jedźcie bardzo wolno! My w pomrukach burzy, o zmroku, uciekaliśmy przed deszczem. Łoś wyskoczył nam przed samochód ale zdążyliśmy zahamować. Kawałek dalej wilk stał na poboczu, a mnóstwo małych oczek wystawiało swe główki zza krzaków. Wierzcie mi, że po takiej przygodzie adrenalina skoczyła nam do poziomu maksimum. W samochodzie wyczuwalne było napięcie porównywalne do tego z oglądania najmocniejszych kryminałów . Kierując się dalej na północ dojedziecie do Twierdzy Osowiec. Chcecie – zwiedzajcie. Ale tylko z przewodnikiem. Nas zdecydowanie bardziej cieszy natura. Polecamy więc Fort Zarzeczny II, kawałek drogi za Osowcem. Są i wojskowe zabudowania i bunkry, a po drugiej stronie drogi ścieżka przyrodnicza „Kładka” nad rozlewiskami. Tu na pewno zobaczycie dzikie gęsi i ptaki drapieżne. Ścieżka ma ponad 2km, znajdziecie na niej dwie wieże widokowe. W tamtym roku ponoć chodził tam łoś  Teoretycznie na teren fortu wchodzić nie można, pozostawiam to więc waszemu sumieniu i ciekawości. My jednak zaryzykowaliśmy i w nagrodę spotkał nas cudowny widok na rozlewiska i stada ptaków. Polecam! Gdzie się da, wejdźcie wyżej, i przy drodze, i między domami i na wały. Z każdej strony widok jest powalający. Gratka dla całej rodziny: Co: Twierdza Osowiec - zwiedzanie tylko z przewodnikiem, po uprzednim umówieniu się, liczebność grupy max. 35 os. Koniecznie weźcie coś na komary, dodatkowo czapki, chroniące przed kleszczami. I przygotujcie rodzinę na ponad 2h zwiedzanie. Gdzie: Osowiec Bilety: 3-5zł plus koszt przewodnika Z Tykocina warto wybrać się jeszcze bardziej na wschód. Zacznijmy od Białegostoku. Wycieczkę zaplanujcie na cały dzień, na pewno nie będziecie się nudzić. Zobaczycie tu Pałac Branickich (obecnie uniwersytet) z pięknymi ogrodami, odnowiony rynek i cerkwie. Nas urzekły dwie atrakcje: białostockie mini ZOO i Centrum im. Ludwika Zamenhoffa. ZOO położone jest w parku, w pobliżu osiedla. Wstęp do niego jest bezpłatny. Malutkie ale bardzo zadbane, klatki czyste, odnowione. Odważyliśmy się stwierdzić, że jest w dużo lepszej kondycji niż ZOO warszawskie. Zobaczycie tu rysia, żbika, bociany, zające, ptaki, sarny, konie itd. Z maluchami dacie radę na piechotę, to naprawdę niewielki teren, ale ze wszystkim co może zaciekawić dziecko. Drugim miejscem jest Centrum Zamenhoffa – twórcy języka esperanto. Poza ciekawą, multimedialną i na wysokim poziomie wystawą na parterze, warto udać się do sali zabaw na piętrze. Pełno tu zabawek w stylu Montessori; jest teatrzyk, krzywe zwierciadła, kulodrom, klocki, mini piaskownica, zabawki do koordynacji ruchowej i pamięciowej. Sporą część wyprodukowała nasza rodzima firma Pilch. Godzina, to minimum, które musicie przeznaczyć na to miejsce (wystawę zwiedza się około 30 min). Gdzie jeść: Restauracja: Babka, Białystok Menu: kuchnia wschodnia, ukraińska, gruzińska, żydowska, bardzo oryginalne dania, dość ciekawa w smaku soljanka. Mają kwas chlebowy – miodowy, własnej produkcji, ale nie przypadł nam do gustu. Dla dzieci: nie ma nic Jedźmy dalej ku wschodniej granicy. Punktem obowiązkowym jest urocze miasteczko Supraśl, w którym kręcono film „U Pana Boga za piecem”. Wcześniej zatrzymajcie się jeszcze w Wasilkowie by zobaczyć cerkiew św. Piotra i Pawła. Można też podjechać do Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Świętej Wodzie, do źródełka i na Górę Krzyży. Sam Supraśl na pewno was zaskoczy. Z jednej strony to ciche miasteczko, pełne starej drewnianej zabudowy, z pięknym pałacem i deptakiem nad rzeką, a z drugiej małe centrum turystyczne. Latem zjeżdża się tu cała okolica. Głównym powodem jest plaża miejska, spodziewajcie się więc tłumów. My byliśmy zszokowani. Polecamy spacer nad rzeką Supraśl i wizytę w Muzeum Ikon, które znajduje się przy prawosławnym Monastyrze Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. To bardzo dobrze przygotowana wystawa, przedstawiająca ponad 300 ikon, które udało się uratować z przemytu. Ikony są dobrze wyeksponowane. Ktoś naprawdę miał głowę na karku tworząc to miejsce. Nie powstydziłaby się go sama stolica :). W miasteczku można zobaczyć drewniane domki tkaczy i wejść do siedziby Parku Krajobrazowego Puszczy Knyszyńskiej. Gratka dla całej rodziny: Co: supraska gra miejska, potrzebne do niej są tablety lub smartfony Gdzie: Supraśl Bilety: za darmo Gdzie jeść: Restauracja: Łukaszówka, Supraśl Menu: kuchnia domowa, regionalna, tłumy i kolejki mówią same za siebie  Dla dzieci: to restauracja idealna dla rodzin z dziećmi, mają dobre jedzenie, świetny plac zabaw i kilka innych atrakcji dla maluchów Ostatnim punktem na mapie podczas naszych wakacji w Tykocinie jest Arboretum im. Powstańców 1863 w Kopnej Górze. Przyznajemy, że to atrakcja raczej dla przyrodników lub fanów spacerów po parku. Byliśmy tam już po przekwitnięciu rododendronów (polecam raczej maj). Umęczyliśmy się trochę z wózkiem – słabo oznakowana trasa i w końcu odpoczęliśmy na placu zabaw. Ale dla dzieciaków zbieranie szyszek, szukanie żab w stawie i kamyków jest atrakcją samą w sobie. Goniądz i okolice Goniądz leży w sercu Biebrzańskiego Parku Narodowego, jest więc idealną bazą wypadową. Samo miasteczko, poza widokami na Biebrzę, nie ma zbyt wiele do zaoferowania. W pobliżu jest tyle do zwiedzania, że postanowiliśmy spać właśnie tu. Polecamy pobudki o świcie (gdy drugi rodzic pilnuje śpiących maluchów) i wędrówkę za Goniądz, w stronę lasu i wież widokowych. Poranne mgły lekko unoszące się do góry, dzikie zwierzęta, powolne ocieplanie krajobrazu promieniami słońca, chlupot rzeki i dzwony rozbrzmiewające o 6:00 na całą okolicę, na długo pozostaną w mojej pamięci. Nocleg u Sośniaków polecamy z całego serca. Możecie tu wypożyczyć kajaki i rowery, posłuchać opowieści właścicieli, jak zaczynali, kto przyjeżdża łapać motyle, a kto w Biebrzy nurkuje. Na działce znajduje się wieża widokowa, zaraz za płotem jest Biebrza i las. Codziennie rano turyści z domków wypatrywali tam łosi, niektórym się udało. Dodam, że dla wędkarzy nie ma bardziej idealnego noclegu. My ciągle chcemy tam wrócić. Gdzie jeść:Restauracja: Bartlowizna, niesamowity wystrój, świetne położenie nad rzeką, ale wysokie ceny. Obok sklepik z regionalnymi specjałami. Menu: kuchnia podlaska, pyszny lin w śmietanie Dla dzieci: taras nad oczkiem wodnym, koło wodne, ekspozycja starych maszyn rolniczych, fontanna i mnóstwo ciekawych elementów wystroju Gdzie spać: Nocleg: Agroturystyka „Sośniaki”, drewniane dwupokojowe domki z łazienką, aneksem kuchennym i meblami ogrodowymi Ceny: ok. 130zł/noc/domek Plac zabaw: fantastyczny! Huśtawki, piaskownica, trampolina, zjeżdżalnia, mnóstwo zabawek i sztucznych, małych ogrodowych dekoracji. Pojedźcie z Goniądza w stronę Dolistowa Starego, zobaczycie tam typowe wsie ulicówki, ze starą drewnianą zabudową. Zejdźcie w dół do rzeki, za nią już tylko rozległe pola i rozlewiska. Kawałek dalej znajduje się Kopytkowo, cel każdego łosio maniaka. Tam ponoć łosie można spotkać najczęściej. Pamiętajcie jednak, że wiosną przejście lub przejazd jest niemożliwy ze względu na wysoki stan wody. Grzędy i Rezerwat „Czerwone Bagno”, to kolejne miejsca, do których warto się wybrać w Biebrzańskim Parku Narodowym. Na wycieczkę trzeba poświęcić cały dzień. Z maluchami można się wybrać z wózkiem (uwaga na korzenie) lub w nosidle. Starsze mogą już narzekać, ponieważ ścieżka dydaktyczna jest bardzo długa. Żeby dostać się na Wilczą Górę i punkt widokowy, najlepiej wypożyczyć rowery – trasa ma ponad 20 km. To obszar ochrony ścisłej, samochód trzeba zostawić na parkingu. Po drodze zadzierajcie wysoko głowy, sporo drapieżników lata tam po niebie. Na początku ścieżki na dzieci czeka ciekawostka – zwierzęta w ośrodku rehabilitacji. Tu dziki, lisy, wilki i łosie dochodzą do siebie. Gdy wrócą do zdrowia, wracają na wolność. Ścieżka „Czerwone Bagno”, to kilometrowa kładka z widokiem na trzcinowiska. Przejdźcie się też do Uroczyska Dęby – polany z ponad 200 letnimi drzewami i na ścieżkę „Wydmy”. Gdzie jeść: Restauracja: Zagroda Kuwasy, Woźnawieś; hotel i restauracja w sercu lasu, w totalnej ciszy i głuszy Menu: kuchnia polska i podlaska Dla dzieci: krzesełka do karmienia, specjalne menu, piaskownica, plac zabaw 45 minut jazdy na wschód od Goniądza znajduje się Szuszalewo i ścieżka przyrodnicza „Błota Biebrzańskie”. Dzieciaki na pewno będą miały frajdę z biegania po bardzo długich drewnianych kładkach. Młodsze dadzą radę w wózku. Nasz mieścił się na styk i często spadał z trasy, także uzbrójcie się w cierpliwość. To w sumie istotna cecha w przypadku tej wycieczki, bo ścieżkę trudno jest znaleźć. Nawet miejscowi nie potrafili nas pokierować. A potem idziesz, idziesz, idziesz tą ścieżką i czekasz na efekt „wow”. Myśmy się nie doczekali, ale i tak było milo  Po prostu nie spodziewajcie się rozlewisk w maju, wtedy zobaczycie tu tylko wielkie łąki i trochę roślinek. W marcu krajobraz wygląda zapewne zupełnie inaczej. W drodze powrotnej do Goniądza można zajechać do Uroczyska Trzyrzeczki. Znajduje się tu ścieżka przyrodnicza „Las”, a w okolicy fortyfikacje Linii Mołotowa. Zresztą spytajcie miejscowych. Nam opowiedziano historie o pochowanych po lasach składach amunicji. Sama ścieżka to po prostu bardzo przyjemny spacer przez las grądowy, z wielkimi okazami dębów i jesionów. Tu możecie pokazać dzieciom, jak ogromne mogą być drzewa, jeśli nikt ich wcześniej nie zetnie. Na końcu wycieczki można zajrzeć do leśniczówki. Leśniczy hodował kiedyś sporo zwierząt, teraz zostały mu tylko konie. Jeśli przejechaliście już Carskim Traktem, polecamy wam drogę między Wizną a Radziłowem, w stronę Goniądza. Już kilka kilometrów od Wizny czeka na was kolejny świetny punkt widokowy. Tym razem z widokiem na ogromny teren Biebrzańskiego Parku Narodowego. Wieża w Burzynie im. Wiktora Wołkowa zlokalizowana jest na skarpie, co tylko potęguje efekt. Prawie na pewno spotkacie tu zapalonych fotografów, ornitologów z aparatami – lunetami. Sam pan Wiktor Wołkow znany jest w fotograficznym świecie. Pewnie i wy trafiliście na jego zdjęcia w wydawnictwach o Podlasiu. Za Burzynem zatrzymajcie się jeszcze w Brzostowie. Tu Biebrza przypomina trochę Amazonkę. Można popływać kajakiem i wejść na wieżę widokową. Jeśli będziecie mieli trochę szczęścia, zobaczycie pływające krowy i konie, które przedostają się przez rzekę na rozległe łąki. Suraż i okolice Suraż to chyba najmniejsze miasto w Polsce, położone nad samą Narwią. Nie znajdziecie tu zbyt wielu imponujących atrakcji, ale to kolejna świetna baza wypadowa. Jeśli macie ochotę przejść się po okolicy, wejdźcie do prywatnego Muzeum Kapliczek, na cmentarz żydowski i Górę zamkową (dawne grodzisko). Średniowieczna osada Nawia prawie nie istnieje, a przynajmniej w czerwcu tego roku była w opłakanym stanie. Kawałek za Surażem, idąc ulicą 11 listopada i dalej lasem, można dojść na wieżę widokową. Kolejne znajdują się w Uhowie, Łapach, Topilcu i Wólce Waniewsko. Gratka dla całej rodziny: Co: Muzeum Kapliczek Gdzie: Suraż Bilety: informacja u gospodarza Gdzie spać: Nocleg: Pensjonat Bajdarka, położony nad samą rzeką, na miejscu restauracja z krótkim i smacznym menu. Wypożyczenie roweru 25 zł/dzień, kajaków 45 zł/dzień. Fachowa obsługa i pomoc przy wyszukiwaniu atrakcji. Bardzo mili właściciele. Miejsce na ognisko. Tylko nie bierzcie pokoi na parterze. Słychać kroki wszystkich gości wchodzących do pensjonatu i do restauracji. My mieliśmy kilka słabo przespanych nocy, ale wzięliśmy po prostu ostatni wolny pokój. Ceny: ok. 160 zł/pokój Plac zabaw: brak, ale jest drewniany mostek, altanka, rzeka, a w restauracji na dzieci czekają kolorowanki i kredki. Z Surażu wybierzcie się na największą atrakcję Narwiańskiego Parku Narodowego, czyli kładki i ruchome pomosty w Śliwno – Waniewo. Nie jedźcie głównymi trasami, tylko trzymajcie się blisko rzeki. Po drodze wejdźcie na wieże widokowe i uważnie patrzcie przez okno. Nam udało się zobaczyć łosia kilka metrów od drogi. Bilety do NPN kupicie w sklepiku przed rzeką. Jest tam miejsce żeby odpocząć pod zadaszeniem i podziwiać konie. Możecie wziąć wózek, zmieści się na kładkach, ale pomosty są na różnych wysokościach więc czeka was dużo noszenia. My dwukrotnie postawiliśmy na noszenie na barana . Sama trasa nad rozlewiskami Narwi ma ponad 1km, w całości po drewnianym pomoście (zadzwońcie najpierw do informacji, ponoć po wakacjach 2017 kładki mają iść do generalnego remontu). Po drodze czeka na was 5 ruchomych pomostów napędzanych tylko i wyłącznie siłą mięśni – trzeba ciągnąć łańcuchy. Niebywała atrakcja! Po środku stoi wieża widokowa, a na końcu szlaku, przed informacją turystyczną znajdziecie mały plac zabaw. Gratka dla całej rodziny: Co: Kładki Śliwno - Waniewo Gdzie: Śliwno Bilety: 5zł normalny, 2,5 zł ulgowy Z Waniewa można wyruszyć do Kurowa – siedziby Narwiańskiego Parku Narodowego. Tu czeka na was świetna ścieżka przyrodnicza, bardzo manualna, dla dzieci super zabawa. W kasach możecie nabyć bilety, wypożyczyć kajaki, a nawet opłacić pobyt pod namiotem – tuż przy przystani. Kolejna ścieżka edukacyjna znajduje się już nad samą rzeką. Kierując się na południe od Suraża, nie sposób nie pojechać nad Stawy Pietkowskie. To nasze największe odkrycie tego roku. Raj dla ornitologów, obszar o powierzchni niemal 200 ha, pełen stawów i kanałów. Zaparkujcie pod Ośrodkiem Edukacji Cyraneczka, tam znajdziecie szczegółowe informacje i króciutką ścieżkę edukacyjną. Stawy pochodzą z XIX i XX wieku, ich nazwy to między innymi imiona córek właścicieli – Hrabiów Starzeńskich. Szlak wokół stawów ma prawie 5 km, przejezdny dla wózków, lecz przy wysokiej trawie możecie się trochę namęczyć. Po drodze wejdźcie na wszystkie wieże widokowe i domki dla ornitologów. Same domki są genialne w swej prostocie, nie spotkaliśmy ich nigdzie indziej. To trzy drewniane ściany z zadaszeniem, pełne okienek zamykanych na haczyki. Okienka są na różnej wysokości i służą do obserwacji ptaków. Dla naszego syna otwieranie tych najniżej położonych było chyba największą frajdą całego wyjazdu. Potem, za każdym razem, gdy widział wieżę widokową, pytał, czy będą tam okienka. Patrzcie uważnie, sporo tu bielików, ogromna populacja łabędzi krzykliwych, są rybitwy, które mieszkają w śmiesznych domkach na wodzie, są bociany czarne a okoliczne lasy zamieszkuje wataha wilków. Polecamy wypożyczyć rower w Pensjonacie Bajdarka i przejechać 5 km polami (trochę piaszczyście) i obserwować tutejszą przyrodę o wschodzie lub zachodzie słońca. Niebywałe przeżycie. Jeszcze dalej na południe zlokalizowany jest Ziołowy Zakątek. Oj można o nim pisać i pisać. Więc po prostu przyjedźcie! To ogromny ogród botaniczny pełen ziół. Jeśli korzystacie z przypraw „Dary Natury” – to rosną one właśnie tu! Na wizytę poświęćcie kilka godzin. Przespacerujcie się zadrzewionymi alejkami do lasku, do magicznego kręgu, na jedzenie, do stodoły, gdzie można zjeżdżać na kopy siana, do gospodarstwa z bogatym inwentarzem. Nasz Tymek nie mógł oderwać oczu od małych pisklaków, króliczków i koziołków, które nieźle koziołkowały. Większość zwierząt biega tam na wolności, wrażenie jest więc tym większe. I co najważniejsze – Ziołowy Zakątek ma fantastyczny wprost plac zabaw. Prosty, naturalny, z domkiem na drzewie jak z moich dziecięcych marzeń, z tunelem wyżłobionym w starym drzewie, z ogródkiem do sadzenia roślin, piaskownicą, zjeżdżalnią, kuchnią… wszystko z drewna. Bajka! Gdzie jeść: Restauracja: Karczma w Ziołowych Zakątku Menu: kuchnia regionalna, malutki wybór. Spróbujcie pierogów, blinów. Mają pyszny kompot i kawę żołędziową! Dla dzieci: genialny plac zabaw na terenie zakątka, mnóstwo maszyn rolniczych i zwierząt Kolejny dzień wakacji poświęciliśmy na zwiedzenie Krainy Otwartych Okiennic. To umowna nazwa terenu położonego między wsiami Kaniuki a Trześcianką. Zobaczycie tu wioski, w których zatrzymał się czas, bez asfaltu, ze starymi domami i co najważniejsze, z pięknymi okiennicami. Bo o ozdobne okiennice tu chodzi. Jeśli lubicie wschodnie klimaty i architekturę oraz fotosafari ;) - przyjeździe. Po drodze warto zatrzymać się w Puchłach i zwiedzić cerkiew. Jeśli znajdziecie trochę czasu, więcej cerkwi zobaczycie w Bielsku Podlaskim. Ale poza samymi świątyniami i miejscem, gdzie kręcony był film „Znachor” nie ma tu zbyt wiele… Gdzie jeść: Restauracja: Podlasianka, Bielsk Podlaski, dobre jedzenie w bardzo przystępnych, lokalnych cenach Menu: kuchnia podlaska, polska, dobre bliny i przepyszny devolay Dla dzieci: nie ma nic poza miłą obsługą  W drodze powrotnej do Surażu przejedźcie przez Doktorce i Zawyki (wzdłuż rzeki Narew). To kolejne wioski bocianie (choć już nie europejskie). Każde niemal gospodarstwo ma tu swoje bocianie gniazdo. Gratka dla całej rodziny: Co: Park Linowy, 6 tras, mają trasę dziecięcą i kolejkę Gdzie: Doktorce Bilety: można kupić pełen pakiet atrakcji bez limitu za 70/85 zł lub wykupić poszczególne atrakcje, a jest ich tu całe mnóstwo! Będąc w Surażu czy Tykocinie, warto zaplanować sobie cały dzień na wycieczkę do Białowieży. Po drodze zajedźcie do Hajnówki zobaczyć cerkiew pw. Świętej Trójcy. Największą atrakcją dla maluchów jest Pokazowy Rezerwat Żubra, gdzie poza żubrem zobaczycie żubronie, łosie, jelenie, dziki i wilki. Z naprawdę bliska! Na zwiedzanie przeznaczcie około 1,5h. I napiszę coś, czego może pisać nie powinnam. Popatrzcie na stoiska mini bazarku przed wejściem na teren rezerwatu, przy parkingu. Poza regionalnymi produktami jak miody, sery i wyroby z drewna, można trafić na małe cudeńka. W zalewie produktów made in China nasz mały Tymek zauważył (do dziś nie wiem jakim cudem) drewniane kolejki z bajki „Tomek i Przyjaciele”. Kolejki spore, na magnesy, ładnie pomalowane, w cenie 10 zł/sztukę. Żal nie brać, radzimy wam to jako rodzice małego kolejkowego maniaka , który po dziś dzień bawi się nimi niemal codziennie. Zabawki kupicie również przed wejściem do parku i Puszczy Białowieskiej w Białowieży. My zrezygnowaliśmy ze zwiedzania samej puszczy – grupa musi być podporządkowana przewodnikowi, a po drodze mnóstwo korzeni (tak przynajmniej mówili w informacji). Poczekamy aż nam dzieci podrosną, będą chodziły same i z zaciekawieniem słuchały przewodnickich opowieści. Znaleźliśmy za to, zupełnie przypadkiem, genialną alternatywę, w sam raz dla rodzin z dziećmi! Rejs katamaranem po Narewce. Trwa prawie godzinę, przy okazji można zarzucić wędką właścicieli, posłuchać o przyrodzie i popatrzeć na ptaki z perspektywy wody. Koszt to około 50zł. Gratka dla całej rodziny: Co: Turystyczna Kolejka Wąskotorowa, poświęćcie na nią kilka godzin! A jeśli nie kolejka, to w Białowieży macie jeszcze do wyboru drezynę (znów napędzaną siłą mięśni ;)) i kolejkę jadącą po asfalcie Gdzie: Hajnówka Bilety: 20/30 zł Gratka dla całej rodziny: Co: Pokazowy Rezerwat Żubra Gdzie: Białowieża Bilety: 10 zł, ulgowy 5 zł Gratka dla całej rodziny: Co: Stacja Białowieża Pałac, świetne miejsce dla każdego z bardzo nietypowym placem zabaw, tajemniczym ogrodem, herbaciarnią w pięknym budynku i mnóstwem innych atrakcji Gdzie: Białowieża Bilety: 6 zł/os Gdzie jeść: Restauracja: Gospoda pod Żubrem, a dla lokalsów „u Jurka”, ilość gości i czas oczekiwania mówią same za siebie, pyszności! Menu: kuchnia podlaska, dobre pielmieni, babka ziemniaczana, a na deser ciekawe ciasto „Marcinek”. W stylu sękacza – przyznam, że z wyglądu śliczne, ale dla mnie zbyt ciężkie. Kartaczy nie dane nam było spróbować, bo już się skończyły. Dla dzieci: raczej niewiele, chyba, że leżaki i stoliki z pni Oczywiście, to nie jest całe Podlasie. Są jeszcze przecież spływy tratwami po Biebrzy, czyli drewnianymi domkami, w których mieszka się na rzece. Mamy też w zanadrzu opowieści z północnej części województwa, gdzie krajobraz jest już zupełnie inny, pełen polodowcowych górek i dolinek. Ale to już inna historia. Mamy nadzieję, że przekonaliśmy was do odwiedzenia jednego z najciekawszych regionów w Polsce. Spieszcie się, póki jeszcze jest dziko i sielsko! Taki kontakt z naturą zapadnie dzieciom w pamięć! Poniżej jeszcze kilka praktycznych rad: Planujcie wycieczki tak, by wypadały one w porach drzemki dzieci – wtedy unikniecie niepotrzebnych nerwów w samochodzie i spokojnie dojedziecie do celu Upewnijcie się, czy restauracje i miejsca, które chcecie odwiedzić są otwarte Koniecznie weźcie środki na komary i kleszcze (najlepiej też przyrząd do wyciągania kleszczy), czapki, kalosze i filtry słoneczne. Aparat z dobrym obiektywem albo lornetka dla każdego członka wycieczki to dodatkowa frajda! Kupcie dobre mapy i zaglądajcie do każdej otwartej informacji turystycznej. Często na miejscu mają świetne wydawnictwa i bezpłatne ulotki/mapy niedostępne w księgarniach. Właściciele pensjonatów i domków też na pewno wam pomogą. Rowery na Podlasiu są idealnym rozwiązaniem! Nie planujcie zbyt dużo naraz i pamiętajcie by codziennie znalazło się coś dla najmłodszych podróżników. Może to być plac zabaw, zagroda ze zwierzakami, czy po prostu restauracja z kącikiem dla malucha. Niech nasze pociechy mają trochę czasu na zwykłą zabawę! Jeszcze niedawno nie mieliśmy problemów ze znalezieniem noclegów, ale w tym roku Podlasie przeżywało chyba jakiś boom, i po dziesiątkach telefonów udało nam się w końcu znaleźć pokój. Morał z tego taki, że musicie rezerwować noclegi z wyprzedzeniem Poczytajcie trochę o kuchni regionalnej, żeby wiedzieć czym jest babka ziemniaczana, pielmieni, kartacze, Marcinek itp. Życzymy wam magicznych chwil na Podlasiu! Kasia, Paweł, Tymek i Bartek Osieccy. Podlaskie ptaki od lat przyciągają ornitologów, fotografów i fanów tzw. birdwatchingu z całego świata. Przeloty wiosenne nad Biebrzą czy rozlewiskami Narwi to widowiska absolutnie niezwykłe! Bogactwo gatunków, zapierające dech piękno natury – trzeba przyznać, że sami nie do końca doceniamy to co mamy. Wpis, który za chwilę zgłębicie to absolutnie subiektywny wybór pięciu przeuroczych, cennych i pięknych ptaków, które można spotkać w Podlaskiem. Wszystkie zdjęcia zrobił … z zawodu lekarz lecz w wolnej chwili wielki pasjonat i znawca ptaków, opisy przygotowała koleżanka przewodniczka specjalistka od podlaskiej przyrody. Oto nowi, niezwykli partnerzy bloga – za chwilę ich poznacie. 5 gatunków ptaków do zaobserwowania na Podlasiu UWAGA! Podlaskie ptaki opisane w poniższym tekście są objęte ścisłą ochroną gatunkową, wymieniane w Polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt, zamieszkują też specyficzne siedliska których coraz mniej w Polsce, na szczęście na Podlasiu mamy ich całkiem sporo. Pamiętajmy o zasadach obserwacji i fotografowania gatunków chronionych- istnieje strefa ochronna wokół gniazda, jeśli trafimy i zaobserwujemy miejsce gniazdowania wycofajmy się na bezpieczną dla ptaków odległość. Ich zaniepokojenie widać gołym okiem. Odwdzięczą się nam zwiększaniem swojej liczebności. Nie podchodzimy zbyt blisko! fot. Józef Stefan Rybak 1. Zimorodek, Zimorodek zwyczajny (Alcedo atthis). Podlaskie ptaki Zimorodek to ptak o którym wielu słyszało, wielu wie jak wygląda a niewielu widziało “na żywo”. Nie jest łatwo dojrzeć tego pięknisia! Skąd wogóle nazwa tego małego, kolorowego (głównie niebieskiego, mieniącego się na zielono) ptaszka. Do tej pory nie ma konsensusu. Jedni twierdzą, że to od miejsca gdzie rodzą się zimorodki – budują nory w urwiskach nad rzeką -”ziemio-rodek”, rodzący się w ziemi. Inni z kolei mówią, że nazwa pochodzi od zimy. Zimą, ptaki pojawiają się nad nie zamarzniętymi jeszcze wodami – gdzie wcześniej ich nie było, albo były tylko nie zauważane. I tak to zimorodek “rodzi się”- objawia się w zimie- kolorowy na tle zimowej szarości lub białego śniegu. Malutki, niezwykle szybki, wyławia rybki odpowiedniej dla niego wielkości, choć dziób ma nieproporcjonalnie duży. Atakuje je z zasadzki na gałęzi zawieszonej nad płytką, wolno płynącą wodą. Czasami zjada też owady wodne, żaby i raki- zgodnie z zasadą “na bezrybiu i rak ryba”. Jeśli zobaczycie zimorodka z rybą w dziobie i łbem skierowanym na zewnątrz to znaczy, że będzie nią karmił młode. Jeśli łeb rybi jest przekręcany w stronę otworu gębowego to trafi do gardła tego, który ją złowił. Silny indywidualista, broni swojego rewiru. W okresie godowym to samiczki są bardzo waleczne i rywalizują o partnera. W Polsce żyje ok 2,5- 6 tys par zimorodków. Kiedyś zabijano je dla kolorowych piór. Teraz zimorodkom brakuje naturalnych siedlisk- likwidowane są skarpy, wycina się drzewa wzdłuż linii brzegowych, wody są zanieczyszczone. Zimorodki. fot. Józef Stefan Rybak. fot. Józef Stefan Rybak. fot. Józef Stefan Rybak. fot. Józef Stefan Rybak. 2. Żołna, Żołna zwyczajna, żołna pospolita, pszczołojad (Merops apiaster). Podlaskie ptaki Jeden z najbarwniejszych ptaków spotykanych w Polsce. Jego smukłą sylwetkę pokrywają kolorowe pióra: brązowe, żółte, zielone, niebieskie. Żołna przypomina egzotyczną papugę i rzeczywiście jest na Podlasiu ciut egzotyczna. Za zimno jej u nas! Przylatuje w maju i czerwcu a wraca na tereny południowej Sahary już w sierpniu. Bardzo nielicznie gniazduje na Podlasiu i co ciekawe buduje zaskakująco głębokie nory w piaszczystych skarpach. Ma tu swoją północną granicę zasięgu. Żołny są widoczne nie tylko dzięki swojemu ubarwieniu ale też z powodu charakterystycznego zachowania. Gniazdują i przesiadują grupowo – są bardzo towarzyskie. Siadają na eksponowanych miejscach, czatując na owady i łapiąc je zwinnym lotem. Żywią się dużymi owadami, głównie pszczołami i osami – stąd druga nazwa gatunku to pszczołojad. Żołna odróżnia owady jadowite od niejadowitych. Przed konsumpcją, w sprytny sposób potrafi pozbyć się odwłoku zawierającego żądło i jad. Żołny. fot. Józef Stefan Rybak. Żołny. fot. Józef Stefan Rybak. Żołny. fot. Józef Stefan Rybak. Żołna. fot. Józef Stefan Rybak. Żołny. fot. Józef Stefan Rybak. 3. Dudek, dudek zwyczajny (Upupa epops). Podlaskie ptaki Niewielki ptak o bardzo charakterystycznym ubarwieniu. Dudek ma czarno-białe paski na grzbiecie, skrzydłach i ogonie. Reszta ciała jest ceglasto-pomarańczowa. W locie wygląda jak wielki, niezgrabny kolorowy motyl. Ma na głowie czubek zakończony czarnymi piórami- nawet dzieci wiedzą, że każdy dudek ma swój czubek. Ptak kiedy jest zaniepokojony lub zdziwiony rozkłada i składa swój przepiękny czub. Do kompletu jest jeszcze długi dziób służący do poszukiwania zdobyczy w ziemi- głównie owadów. Uwaga, nie podchodźmy za blisko gniazda, po pierwsze ze względów etycznych, by nie niepokoić ptaków, ale i dlatego, że młode mają tajną broń- by przegonić intruza strzelają cuchnącą cieczą. Bardzo charakterystyczny głos “upupup”, to najszybciej zwróci naszą uwagę w okresie godów dudka. Dudków warto nasłuchiwać na skrajach lasów, polanach, przy alejach drzew, wzdłuż mało uczęszczanych dróg. Gniazdem może być dziupla spróchniałego drzewa, ale i szczelina budowli gdzie nikt dudkom nie przeszkadza. Dudek to ptak mojego dzieciństwa na wsi, u babci -potrafił chodzić po podwórku, niemal z kurami. A teraz jest to jeden z rzadziej spotykanych ptaków – w całej Polsce żyje zaledwie 10-15 tysięcy par. Dudek. fot. Józef Stefan Rybak. fot. Józef Stefan Rybak. fot. Józef Stefan Rybak. 4. Brzegówka zwyczajna – brzegówka, jaskółka brzegówka (Riparia riparia). Podlaskie ptaki To najmniejsza polska jaskółka, mniejsza od wróbla a nawet jerzyka. Jej dziobek mierzy około pół centymetra. Żyje w koloniach. Najliczniej występuje tam gdzie są jeszcze nieuregulowane doliny rzeczne i wysokie skarpy. W dogodnym miejscu potrafi być nawet kilka tysięcy zamieszkałych norek, niestety to rzadkość obecnie. Brzegówki potrafią też zaadoptować ściany kopalni piasku czy żwiru o ile są w pobliżu dogodne ilości owadów. Polują w pobliżu miejsc gniazdowania. Gniazdo-dosyć głęboka nora kopana zgodnie przez samca i samicę, może służyć ptakom przez wiele lat o ile nie zostanie zniszczone przez np. naturalne podmycie i zerwanie skarpy albo przez ludzką działalność polegającą na prostowaniu koryt i regulacji rzek. Brzegówki są z nami dość długo – przybywają ogromnymi stadami w kwietniu a wylatują dopiero we wrześniu. Zimują w Afryce i w Indiach. Brzegówki. fot. Józef Stefan Rybak Brzegówki. fot. Józef Stefan Rybak 5. Bielik – orzeł bielik, bielik zwyczajny, birkut (Haliaeetus albicilla). Podlaskie ptaki Największy gniazdujący w Polsce ptak drapieżny, należący do rodziny jastrzębiowatych. Naukowcy ornitolodzy twierdzą, że mimo dostojnej nazwy nie jest orłem, a orłanem, choć nie ma tu pełnej zgody. I tu ciekawostka. Orłan to rosyjskie słowo- orłan biełochwost to nazwa bielika w tym języku. Natomiast po angielsku i po niemiecku bielik jest orłem – odpowiednio White-tailed Sea Eagle i Seeadler. Przepiękny ptak, któremu przypisuje się obecność w naszym godle. Orzeł biały z herbu Polski najbardziej przypomina go wyglądem, ma choćby żółty dziób. A jeśli dodamy do tego brak agresywności w stosunku do osobników własnego gatunku i umiejętność ograniczania obszarów łowieckich, co pozwala budować gniazda stosunkowo blisko siebie, to będzie jak ulał pasowało do XVI-o wiecznych zapisów kronikarskich o występowaniu bielików w pobliżu Gniezna. Białe lotki na ogonie, jasne upierzenie szyi i głowy dorosłych osobników i znowu, opis zgodny z ptakiem którego ujrzał Lech, założyciel państwa Polan. Bielik buduje ogromne gniazda- po kilku latach użytkowania mogą mieć 5 metrów wysokości i ponad 2 metry szerokości. Niewiele jest drzew które podołają takiej konstrukcji, stąd też bieliki to nadal rzadkie i będące pod całkowitą ochroną ptaki. Matka natura z jednej strony nie ułatwia bielikom szybkiego rozmnażania –dojrzałość do rozrodu osiągają w 5-6 roku życia (wtedy też pióra na ogonie stają się białe), a z drugiej zapewnia wyjście awaryjne w przypadku braku pożywienia dostarczanego przez rodziców. Wykluwają się zazwyczaj 2-3 młode, a lęg opuszcza jeden. Pozostałe osobniki padają ofiarą najsilniejszego z rodzeństwa, to zjawisko zwane kainizmem. Warto, będąc choćby w Dolinie Biebrzy lub nad Narwią, spojrzeć w górę czy krążący ptak nie ma przypadkiem, charakterystycznego dla bielika rombowatego kształtu ogona. Po tym poznamy go najszybciej, gdy z wysokości nawet 2 km wypatruje swojej ofiary. Bielik. fot. Józef Stefan Rybak Bielik. fot. Józef Stefan Rybak Bielik. fot. Józef Stefan Rybak Podlaskie ptaki. Poznajcie nowych partnerów bloga Józef Stefan Rybak. Fotograf – amator Wszystkie zdjęcia towarzyszące opowiastkom o ptakach wykonał pan Józef Stefan Rybak. Nowy partner bloga na co dzień jest… chirurgiem w jednym z białostockich szpitali. Zacny to ale i niezwykle stresujący zawód. Pan Stefan kilka lat temu znalazł doskonałe remedium na stres. Wyjeżdża w plener i fotografuje przyrodę, zwłaszcza ukochane ptaki, które zimą dokarmia i obserwuje nawet na własnym podwórku. Jak dotąd pan Stefan zdjęcia z plenerów pokazywał tylko rodzinie i przyjaciołom – przyznajcie – wielka szkoda aby takie perełki zalegały w przysłowiowej szufladzie! Bardzo dziękujemy za możliwość ich opublikowania na blogu Białystok Subiektywnie! fot. Józef Stefan Rybak fot. Józef Stefan Rybak fot. Józef Stefan Rybak fot. Józef Stefan Rybak Ewa Łajewska – przewodniczka Białostoczanka- z urodzenia i z zamiłowania. Na potrzeby bloga opisała ptaki ale… liczymy na szerszą współpracę! O swojej przyrodniczej pasji Ewa pisze tak: Pierwsze lata swojego życia spędziłam na podlaskiej wsi- u babci. To co tam dostałam zapisane jest gdzieś w moim ciele i mojej głowie. To jakaś organiczna chęć kontaktu z naturą, wiedza pierwotna. Wiem jak rośnie marchewka, choć nigdy potem nie miałam własnego ogródka. Czasem myślę, że moja krew zawiera dodatek zielonego barwnika chlorofilu – bez światła słonecznego zamieram, niczym rośliny wieloletnie. Mówię o sobie miejsko-wiejska. Żyję w mieście- dobrze mi tu, jednak wciąż chcę obcować z przyrodą, naturą, lasem. Chcę to pokazać innym. Wielkie metropolie, tętniące miejskim życiem męczą na dłuższą metę- choć bardzo ciekawią. Co jakiś czas sprawdzam, czy aby na pewno, podróżując. Przewodnikiem jestem pół swojego życia, z długą przerwą na pracę w korporacji, z luksusowym kilka lat temu. Kocham Biebrzański Park Narodowy, tam uczyłam się obcowania z naturą i pokazywania jej ludziom. A człowiek to Homo sapiens jak mówimy o gatunku to i losy ludzi na przestrzeni dziejów są dla mnie nie mniej ciekawe niż świat przyrody- tu na Podlasiu takie nieoczywiste i poplątane pograniczem. Oprowadzam też po angielsku, znałam nazwy gatunków roślin, zwierząt również po niemiecku, chętnie sobie je przypomnę jak będzie potrzeba. Ewa Ligia Łajewska +48 602 674 652 / ewalajewska@

ptaki drapieżne na podlasiu